Bieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra Fredry
Autor „Zemsty”, „Ślubów panieńskich” i „Pana Jowialskiego” został ogłoszony patronem roku 2023 w związku z przypadającą 230. rocznicą jego urodzin. To doskonała okazja, by tuż przed sezonem górskich wędrówek przypomnieć o związkach Aleksandra i jego rodziny z Bieszczadami, szczególnie ich zachodnią częścią. A są one bardzo bliskie.
Fredro rzucił wszystko i uciekł w Bieszczady?
Dziś takie zdanie oznacza wyjazd i zaszycie się w jakimś miejscu na południowo-wschodnim krańcu naszego kraju. Jednak w osiemnastym i dziewiętnastym wieku Bieszczady, a szczególnie ich zachodnia część, na której dobra Fredrów się znajdowały, do peryferii raczej nie należały – ani w kontekście granic jeszcze przedrozbiorowej Rzeczpospolitej, ani w porozbiorowym cesarstwie austriackim (przypominam, że Austro-Węgry datujemy dopiero od lutego 1867 roku, a więc na 9 lat przed śmiercią autora „Zemsty”).
Fredrowie byli, do czasów dziadka Aleksandra, związani z ziemią przemyską, dopiero małżeństwo wymienionego z Teresą z Urbańskich sprawiło, że stali się właścicielami terenów w ziemi sanockiej – mówi Łukasz Bajda, przewodnik bieszczadzki, autor książek o Bieszczadach i mieszkańcach tych ziem. Ojciec Aleksandra, Jacek, urodził się w Hoczwi, w którą dziadek Aleksandra się „wżenił”. Hoczew była własnością (a może wianem?) Teresy z Urbańskich, babki autora „Zemsty” (Wydawnictwo Greg).
Bieszczady zaś, zdaniem Łukasza Bajdy i cytowanego przez niego Andrzeja Burghardta – pierwszymi i jedynymi górami, które Aleksander Fredro w swoim życiu poznał. A pamiętać należy, że świata zjeździł niemało, uczestnicząc aktywnie w kampaniach Napoleona Bonaparte.
Hoczew, Baligród, Rabe, Cisna – związane z Fredrami
Pofredrowskie ślady w Bieszczadach, chronologicznie rzecz ujmując, biorą swój początek w Hoczwi. Tu zamieszkał dziadek Aleksandra – Józef Benedykt herbu Bończa. Jak pisze w książce „Aleksander Fredro. Drogi życia” (Wydawnictwo Errata) Barbara Lasocka-Pszoniak, małżonkowie (Teresa i Józef Benedykt) zapisali sobie w sądzie grodzkim w Sanoku dożywocie. Było to ponad osiemnaście tysięcy morgów, czyli dzisiejszą miarą niespełna dziewięć tysięcy hektarów, przy czym nie był to jeden obszar. Wsie wchodzące w skład majątku to: Hoczew z Żerdenką i Dziurdziowem (arendował tu brat Teresy) oraz Bachlowa (Bachlawa), Habkowice, Dołżyca, Przysłupie, Krzywe (dziś Krywe), Liszna, no i rzecz jasna Cisna. Miłośnicy wędrówek, niekoniecznie głównymi bieszczadzkimi szlakami, pewnie te miejscowości kojarzą. Jeśli nie wszystkie, to warto w czasie bieszczadzkich wędrówek nadrobić zaległości, odbijając od najbardziej uczęszczanych szlaków.
W Hoczwi, na zamku, urodził się ojciec Aleksandra Fredry – Jacek. Niestety z zabudowań zostały dziś tylko marne resztki połączonych zaprawą kamieni, które nawet nie zasługują na miano ruiny. Tak marne, że jeśli ktoś bardzo pragnie je odszukać, polecam późną jesień albo przedwiośnie – roślinność nie jest wtedy zbyt bujna. Latem odnalezienie tego, co zostało, będzie dużo trudniejsze. Zapaleńcy powinni powędrować od szkoły w kierunku rzeki Hoczewki i… mocno wytężać wzrok.
– W Hoczwi stoi dziś już tylko jeden budynek, do którego Fredrowie zachodzili, mówi Łukasz Bajda. – To ufundowany najprawdopodobniej przez Michała Urbańskiego, ojca Teresy (babki komediopisarza), barokowy kościół świętej Anny.
„Trzy po trzy” – miniprzewodnik po Bieszczadach Zachodnich
Sam Aleksander Fredro urodził się już w Surochowie w ziemi przemyskiej, w Bieszczadach pojawił się w wieku lat 11, o czym możemy przeczytać w jego wspomnieniach zatytułowanych „Trzy po trzy” (Państwowy Instytut Wydawniczy). Wtedy to Jacek Fredro zabrał syna w na poły sentymentalną podróż przez Bieszczady.
Jechaliśmy pod górę wykutą w skale drogą. Na grzbiecie pagórka mój ojciec wstrzymał konia i zawołał rzewnym głosem, jak gdyby witał przyjaciela: – Hoczew!… W dolinie nad brzegiem rzeki płynącej do Sanu ujrzeliśmy szczątki niewielkiego zamku. Obok biały dworek i gospodarskie, dość porządne zabudowania. Dalej kościółek, karczma i chaty wzdłuż łęgu rozsypane. To była Hoczew.
– Tu w tym zamku urodziłem się – rzekł mój ojciec i zdawał się więcej do siebie niż do nas mówić. – Z tej strony był pokój mojej matki… już tylko jedno okno… dalej był ganek… wszystko się zwaliło… Na środku dziedzińca stała wielka lipa… takich drzew już teraz nie widać… w jej cieniu bawiłem się będąc dziecięciem, a biegałem, swawoliłem już chłopcem… piękne było drzewo!….
Skoro już na początku dziewiętnastego wieku zamek był w ruinie, nie ma się co dziwić, że do dziś zostało z niego praktycznie tylko zarośnięte wspomnienie.
Jacek Fredro urządził dosyć prymitywne huty żelaza w Rabem i Cisnej. Jak mówi Łukasz Bajda, z ojcem Aleksandra Fredry można wiązać pierwsze próby uprzemysławiania tych terenów. Oprócz samego wytopu żelaza w Cisnej powstawały z niego elementy urządzeń rolniczych. Zachowały się fragmenty listów, w których Aleksander prosi swojego brata, który po ojcu Cisną zarządzał, o przysłanie mu produktów ciśniańskiej fabryki.
Oczywiście Bieszczady w tamtych czasach to był teren o wiele bardziej zaludniony niżby nam się mogło obecnie wydawać. Można ostrożnie szacować, że pod koniec osiemnastego i na początku dziewiętnastego wieku w Bieszczadach mieszkało dwa razy więcej ludzi niż obecnie.
Śladów po przemysłowej działalności ojca autora „Trzy po trzy” nie zostało zbyt wiele. Sztolnia Róża w okolicach Cisnej wciąż poszukiwana jest przez zapaleńców, pozostałości po sztolni w Dolinie Rabego są dostępne, oczywiście tylko z zewnątrz, dla wędrujących od miejscowości Bystre w kierunku dawnych wsi: Rabe i Huczwice. Sztolnia to może nawet za duże słowo, to wyrwa w skałach ogrodzona kratami, wewnątrz której, wytężając wzrok, zobaczyć można resztki drewnianych stempli wspierających strop ciasnego, skalnego korytarza. Modrzewiowy dworek w Cisnej nie przetrwał starć między polską milicją a sotniami UPA i został przez te ostatnie doszczętnie spalony.
Tablice z cytatami – tyle zostało
Dziś o Fredrach w Cisnej przypomina tablica na kamieniu pamiątkowym, która została odsłonięta w sierpniu 2014 roku. Na tablicy kilka skompilowanych fragmentów z „Trzy po trzy”:
Trzy razy w dzieciństwie byłem z ojcem w Ciśnie (...)
Wszystko dla nas było nowe – nowe dla słuchu i wzroku. Trąby z kory juhasów odzywały się czasami po górach tu i ówdzie. Z gór czarnych kurzyło się w koło – na co tam zwykli mówić, że niedźwiedzie piwo warzą.
W „Trzy po trzy” pojawiają się Cisna, górujący nad nią Łopiennik (u Aleksandra – Łupiennik), wreszcie Baligród i wsławione udanym zamachem na generała 2. Armii LWP Karola Świerczewskiego – Jabłonki.
Zawsze wstępowaliśmy do Jabłonek na obiad lub nocleg. Nie chciał tego odmawiać Ludwikowi Urbańskiemu, który pomimo śmieszności powierzchownych był dobrym i uczciwym człowiekiem. A propos niego, raz mi ojciec powiedział: „Prawdziwym jest nieszczęściem w górach to oddalenie od wszelkiego światłego towarzystwa. Poznałem to w najwcześniejszej mojej młodości, dlatego wszelkich sił dołożyłem, aby się z gór wydobyć.
Jak widać, Jacek Fredro specjalnym miłośnikiem Bieszczad nie był, ot – traktował je jako miejsce pracy, czerpania niewielkich zapewne zysków z raczkującej metalurgii.
Kolejny cytat z „Trzy po trzy” znajduje się na ustawionym również współcześnie kamieniu u wylotu doliny Rabego w miejscowości Bystre:
…tam granica świata. Za Baligrodem wjeżdża się jak w czarne gardło. Droga i rzeka to jedno jest i toż samo, a od rzeki z jednej i drugiej strony wznoszą się czarne ściany jodeł i smereków.
Do dziś, mimo że szosa z Leska przez Baligród do Cisnej poprowadzona jest powyżej rzeki, wlot Rabskiej Doliny otoczony jest przez strome górskie zbocza nadające mu mroczny nieco klimat. Marcin Scelina, leśniczy z leśniczówki Rabe, często nazywa ją w swoich niezwykle popularnych facebookowych wpisach „najmroczniejszą z dolin” – i trudno odmówić mu odrobiny racji, choć dla mnie owa dolina jest miejscem wyjątkowym, w pozytywnym sensie tego słowa.
Mają więc Bieszczady Zachodnie swoje miejsce we wspomnieniach literackiego patrona roku 2023.
Bieszczadzkich tropów w dziełach Aleksandra Fredry ciąg dalszy
Łukasz Bajda, indagowany o inne bieszczadzkie tropy w książkach autora „Ślubów panieńskich” (Siedmioróg), wspomina jeszcze o poemacie „Kamień nad Liskiem”. Lisko to oczywiście Lesko, sama skała Kamieniem zwana doczekała się wzmianki w „Trzy po trzy” i… własnej tablicy z cytatem:
Za Leskiem stanęliśmy i oglądali na szczycie pagórka ogromny ułom skały. Nie widać na nim ręki ludzkiej, a jednak ze swego kształtu zdaje się być cząstką jakiegoś gmachu. Różne o tym kamieniu biegają powiastki, jedna cudowniejsza od drugiej…
Notabene w oryginalnym fredrowskim tekście pada nazwa Lisko, podobnie jak i w poemacie, balladzie na wskroś romantycznej, w której mamy i romans, i tajemniczego opryszka, i czarownicę…
Nad Liskim zamkiem olbrzymi wzrósł kamień,
Na nim ni sztuki, ni przyrody znamień,
Jak obcy światu, czeka jego końca,
A w górze, w górze, po zachodzie słońca
W wonnéj pogodzie czy w śnieżnéj zamieci
Ledwie dojrzana biała gwiazdka świeci.
Sama skała, którą tworzą piaskowce, znajduje się około trzech kilometrów od Leska. Co ciekawe, jest ona najprawdopodobniej jednym z najstarszych, o ile nie najstarszym pomnikiem przyrody na ziemiach dzisiejszej Polski – objęto ją ochroną na wniosek burmistrza Leska Józefa Bielaka już w 1896 roku, w dwadzieścia lat po śmierci autora „Kamienia nad Liskiem”.
Połonina Wetlińska – też ją u Fredry znajdziecie
Trzeba się jednak nieco bardziej natrudzić. Łukasz Bajda przypomina zapomniany już raczej utwór Aleksandra Fredry „Jeremiasz Sęp, herbu Junosza, cześnik łucki”. To opowieść, czy jak wolał autor: „bajęda” o czasach Chmielnickiego, w której jako sceneria polowania Cześnika na niedźwiedzia występuje Połonina Wetlińska. Straszne rzeczy się tam dzieją, tytułowy Jeremiasz cudem uchodzi z życiem, ginie jego koń. Zresztą cała bajęda mroczna jest, a tytułowego bohatera nie sposób zaliczyć do pozytywnych.
Wiosna, lato i jesień, a więc czas bieszczadzkich wędrówek coraz bliżej
Oczywiście istnieje międzynarodowy, polsko-ukraiński szlak Aleksandra Fredry. Od zamku Kamieniec na pograniczu Korczyny i Odrzykonia, przez Hoczew, Cisną, Lesko, Sambor, Rudki, Beńkową Wisznię, Lwów, Przemyśl, Surochów i Nienadową, kończący się na powrót w Kamieńcu. W związku z wojną u naszych wschodnich sąsiadów, która wszak i nas mocno dotyczy, pewnie trudno będzie go w najbliższym czasie przemierzyć. Polecam więc, póki co, aby podczas pieszych wędrówek przez bieszczadzkie doliny, Połoninę Wetlińską, czy w trakcie wizyty w Cisnej, Baligrodzie i Lesku – pamiętać o Aleksandrze Fredrze, jednym z literackich patronów roku 2023 – autorze nie zawsze pogodnych i zabawnych strof.
Artykuł po raz pierwszy został opublikowany w 2023 roku.
komentarze [6]
Od siebie dodam, że jeśli ktoś będzie miał okazję, to zachęcam do obejrzenie spektaklu "Zemsta" na zamku Kamieniec w Odrzykoniu. Spektakl jest zazwyczaj grany co roku w godzinach wieczornych, latem, na świeżym powietrzu (o ile pozwala pogoda). Gra światłocieni robi niezwykły klimat!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postU mnie jak rok temu omawialiśmy zemstę Pani nam o tym opowiadała.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJak jest trochę czasu na lekcji, to warto trochę (więcej) opowiedzieć o autorze. :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNie mylmy nigdy wiana z posagiem, choć w dzisiejszych czasach to nagminna praktyka. Posag jest to majątek, który panna młoda dziedziczyła po swoich rodzicach lub opiekunach, a po ślubie wnosiła do wspólnego gospodarstwa, jakie od tej pory mieli tworzyć razem z mężem. Natomiast wiano jest to majątek, jaki pan młody wydzielał z tego, co już przed ślubem znajdowało się w jego...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej